Rzeczywistość mamy,  Strona Główna,  W domowym zaciszu

Akceptacja – sztuka kochania siebie

Akceptacja to trudne słowo, które ma wiele znaczeń. Dziś opowiem Ci trochę o akceptowaniu siebie i swojego ciała. Post ten powstał, ponieważ w sobotę było bardzo ważne święto – Dzień Dużego Rozmiaru. Co prawda nie bardzo miałam co świętować i ubolewam tym samym, że nie ma Święta Małego Rozmiaru, bo wtedy mogłabym szaleć po całości. Jednak ten dzień dał wielu osobom możliwość zastanowienia się nad własnym wyglądem, zwłaszcza wtedy, gdy nasze ciało odbiega wyglądem od stereotypowej modelki (i nie chodzi mi tylko o rozmiar).

Pokochaj siebie

Pogodzenie się z czymś, czego nie można zmienić, jest nie łatwe, ale na tym właśnie polega akceptacja. Nie ważne o jaką cechę naszego charakteru czy wyglądu chodzi, warto spróbować się do niej przekonać, jeśli nie mamy możliwości jej zmienić.

Jestem drobnej budowy i od kiedy pamiętam ludzie mi to wytykają. Niektórzy nie zdają sobie nawet sprawy z tego, że to niekulturalne nazywać kogoś chudzielcem. Nieważne ile mam kilogramów do przodu i tak jest kilka osób, które od zawsze i pewnie już na zawsze będzie mi przytykać moją szczupłość. No cóż, mi to już nie przeszkadza. Może to z zazdrości, że mogę pochłaniać ogromne ilości słodyczy i nic mi w boczki nie idzie. 😉 Nie wiem i nie będę się nad tym zastanawiać, bo nie o tym ma być ten post.

Trudno było mi zaakceptować moją wagę, długo walczyłam o każdy dodatkowy kilogram. Udało mi się przytyć, ale i tak przygarnęłabym jeszcze z 5 kilo. Moja obecna waga nie jest spełnieniem moich marzeń, ale od kiedy zaakceptowałam swoją figurę, czuję się lepiej. Nic nie poradzę na to, że rozmiar 36 leży na mnie jak ulał. Chciałoby się mieć więcej tu i ówdzie, ale podobno nie można mieć wszystkiego. Nie pozostaje nic innego jak pokochać siebie…

Twoje kompleksy mogą stać się Twoją mocną stroną

Oj, ileż to ja mam kompleksów. O mamo, nie zliczę… Choć wiele z nich już nie postrzegam jako wadę. Na przykład mam mały biust, zawsze było to dla mnie problemem, aż zostałam mamą. Okazało się, że małą piersią też da się dzieci wykarmić, a po wszystkim cieszyć się wciąż dobrze wyglądającym cycem 😉 Nie wiem, jak musiałabym się poskładać, aby mieć pępek między piersiami, także ten, są tego dobre strony…

Będąc nastolatką wściekałam się na moje wcięcie w tali i odstający tyłek. Ile to ja spodni musiałam przerabiać, bo jak wcisłam szanowną na cztery litery, to w pasie mogłam upchnąć ze dwie poduszki. Teraz cieszę się jak głupia, że nie mam odstającego brzucha, a wcięcie w tali już mi wcale nie przeszkadza.

Wkurzał mnie też mój dziecinny wygląd. Boże jak ja długo nie mogłam mężowi kupić piwa bez dowodu… No cóż, teraz mi to wcale nie przeszkadza, a nawet dodatkowo wspomagam się kremami przeciwzmarszczkowymi. 😉

Mam też kompleksy, które będą mi chyba towarzyszyć do końca życia, ale na co dzień mi nie przeszkadzają lub są niedostrzegalne przez innych (dobrze się maskuje). Staram się o nich nie myśleć, bo wiem, że niewiele mogę z nimi zrobić. Jednak robię wszystko co w mojej mocy, by się ich pozbyć. Cieszę się każdym małym krokiem w przód, ale nie załamuje się, gdy nie widać postępów lub gdy moja przypadłość daje mi popalić. Pogodziłam się z takim stanem rzeczy i jest mi lżej. Kiedyś unikałam wielu aktywności, teraz staram się przełamywać i nie robić z mojej choroby problemu. Taka już jestem i nic na to nie poradzę, mogę za to być szczęśliwa mimo tego…

Uśmiech lekarstwo na wszystko

Powiem Ci, jak mi się udało polubić swoje ciało (choć są pewne rzeczy, których nie lubię i raczej nie polubię nigdy – poczytaj TU). Któregoś dni stanęłam przed lustrem i zaczęłam się oglądać. Zrobiłam sobie nawet kilka zdjęć i dobrze się im przyjrzałam. Kogo widzę? Kim jestem? No właśnie, musiałam być ze sobą szczera. Jestem matką dwójki dzieci, to głównie zmieniło moje ciało, ale jestem też kobietą, żoną i pragnę być piękna. Później zaczęłam się zastanawiać, jakie zmiany sprawiły by, że poczułabym się atrakcyjna. Wypisałam je na kartce i rozmyślałam, co mogę zrobić, by te zmiany w swoim wyglądzie osiągnąć i nie chodziło tu o takie banały jak cellulit czy zbyt duży tyłek. To też znalazło się na mojej liście, ale tu rozwiązania były proste, ot ćwiczenia chociażby. Na liście wypisałam zwłaszcza to, czego akceptacja wymaga ogromnego nakładu.

Zastosowałam metodę od małych zmian ku większym. Zaczęłam od włosów, były zniszczone, a od stresu wypadały garściami, więc je ścięłam. Proste prawda? Choć wcześniej uwielbiałam długie włosy, teraz rewelacyjnie czuję się w krótkich. Zadbałam o cerę, zainwestowałam w kremy o naturalnym składzie, które do najtańszych nie należą, ale efekt jest niesamowity. Zmarszczki mimiczne w dwa tygodnie znikły prawie całkowicie! Szybka zmiana, a efekt powalający. I tak małymi kroczkami wprowadzam zmiany w swoim wyglądzie, czuję się dobrze w swoim ciele i odzyskałam pewność siebie. Zmiany są coraz trudniejsze do osiągnięcia, ale sukcesy, które mam za sobą są ogromną motywacją. Zaczęłam ostatnio ćwiczyć nawet, matko leń jestem i mi się nie chce, ale wiem, że bez tego nie ma efektu. Uśmiecham się za to coraz częściej do siebie, to wynagradza cały trud…