Życie nie jest proste…
Na początku blogowania obiecywałam sobie, że nie będę podejmować na blogu tematów kontrowersyjnych. Nie chciałam pisać o szczepionkach, bo przecież to, że ja szczepię nie znaczy, że każdy musi. To, że ja nie mam zamiaru przekuwać uszu mojej córeczce, nie oznacza, że Ty nie możesz. To Twój własny wybór! To mój wybór! Dzisiaj właśnie o możliwości wyboru i niejako własnej wolności chcę pisać…
Od dłuższego czasu omijam wszelkie informacje z kraju i ze świata. Przełączam szybko kanał, gdy pojawiają się wiadomości. Ostatnio jedynie bajki preferuje, tam nie ma tego jadu, tej niesprawiedliwości i dramatów. Niestety temat aborcji atakuje mnie z każdej strony. Ogólne poruszenie społeczeństwa jest zauważalne nawet w codziennym życiu, w sklepie, na spacerze… Ludzie podejmują rozmowy, próbują przekonać rozmówce do swoich racji lub zwyczajnie dyskutują. Trudno jest mi się ustosunkować do tego wszystkiego, bo trudno odnieść się do sytuacji, w której na szczęście nigdy nie byłam…
Początkowo myślałam, że aborcja mnie nie dotyczy… Bynajmniej bardzo starałam sobie to wmówić i uwierzyć, jednak w głębi duszy wiem, że to też mój problem! Jestem KOBIETĄ, jestem MATKĄ, mam CÓRKĘ! Życie pisze różne scenariusze i nigdy nie wiadomo, co nas może spotkać.
Uważam, że aborcja sama w sobie jest zła, bardzo zła. Zwłaszcza, gdy wykonywana jest już w późniejszych tygodniach ciąży. Nie raz media podawały informacje o „nieudanych” aborcjach, kiedy „usuwany płód” przeżywał zabieg. Jednak z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że niektóre wady rozwojowe widać dopiero później. Na studiach miałam fakultet z medycyny sądowej. W ramach przedmiotu zorganizowano nam „wycieczkę” po prosektorium i pokazano pewne eksponaty… Maleńkie ciałka, zdeformowane, zniekształcone pływające w słoikach… Okropny widok! Widok, który zapadł mi w pamięci do dziś. Gdy byłam w pierwszej ciąży, drżałam przed każdym usg. Dopiero, gdy wyraźnie było widać serduszko, kręgosłup i inne narządy, gdy wyraźnie zobaczyłam rączki i nóżki – odetchnęłam z ulgą. W drugiej ciąży było tak samo.
Ciężko jest mi powiedzieć, co zrobiłabym na miejscu kobiety, która na obrazie usg widzi źle rozwijające się dziecko. Dziecko, które prawdopodobnie nie przeżyje porodu lub pożyje kilka godzin. Dziecko, które do końca swoich dni będzie musiało zmagać się z ciężką, nieuleczalną chorobą, nieodwracalnym, ciężkim upośledzeniem i przede wszystkim cierpieniem… Jako matka wcześniaka wiem, że nadzieja pozostaje do końca. Serduszko mojej córeczki biło bardzo słabo, aż aparatura umilkła, a jednak dziś cieszę się 3,5-letnią, zdrową i dobrze rozwijającą się dziewczynką! Istnieje jeszcze coś takiego jak błąd lekarski…
Trudno mi powiedzieć, jak zachowałabym się w takiej sytuacji. Nie mam zamiaru nikogo osądzać, bo daleko mi od tego. Znam mamy, które codziennie walczą o lepsze jutro swoich dzieci. Dzieci często nieświadomych nawet otaczającej ich rzeczywistości. To są mamy, dla których ich niepełnosprawne, nieuleczalnie chore dzieci są największym darem, a zarazem okrutnym przekleństwem… Znam mamę, które nie podołała, oddała swoje chore dziecko. Znam też kobietę, która świadomie zrezygnowała z bycia mamą takiego dziecka… Wszystkie z nich podziwiam, bo każda z nich musiała podjąć trudną decyzję, której konsekwencje ciągną się przez całe życie. Jednak każda z nich miała wybór…
O owocach gwałtu nawet nie chcę się rozpisywać. Uważam, że to strasznie niesprawiedliwe kazać kobiecie urodzić dziecko poczęte w ten sposób. Niesprawiedliwe zarówno dla kobiety, jak i dla dziecka, które potem może zostać porzucone lub być niekochane… Jednakże nie rozumiem kobiet, które zgłaszają się do lekarza w późniejszym czasie, chcąc zakończyć ciąże. Przecież można nie dopuścić do implantacji zapłodnionej komórki w macicy, nie czekać. Rozumiem, że te kobiety są w szoku, że cierpią, że często trwają różne procedury, że się wstydzą, boją… Ustawa przewiduje możliwość wykonania zabiegu do 12 tygodnia ciąży. Jednak co, gdy ktoś w połowie ciąży nagle stwierdza, że nie chce tego dziecka? Dla mnie to karygodne! Przecież to dziecko (tak, świadomie pisze dziecko) jest niczemu nie winne i gdyby dać mu raptem kilka tygodni więcej, mogło by przeżyć i mieć się bardzo dobrze. Codziennie przecież rodzą się skrajne wcześniaki, które wychodzą obronną ręką ze swej niedojrzałości…
Najbliższa mi sytuacja to ciąża, która zagraża życiu i zdrowiu matki. Nie mogę mieć więcej dzieci, a raczej nie powinnam… Następnym razem mogę nie mieć tyle szczęścia, może braknąć mi tych 7 minut, które tym razem uratowały życie córeczki i moje. Miałam szczęście, że wszystko wydarzyło się w nocy, kiedy ulice były puste i 30km do szpitala mąż pokonał w 8 minut (normalnie potrzebuje około 20min). Choć gdybym w nocy nie czuwała nad synkiem, to rano mogłabym się już nie obudzić… Dziś wiem, że ze względu na swoją chorobę nie wolno mi zajść w ciąże. Co jednak bym zrobiła, gdyby taka sytuacja miała miejsce? Nie wiem…
Wiem jedno, dzisiaj mam przy sobie dwa najważniejsze skarby świata – moje dzieci. Trudno mi stwierdzić, czy zdecydowałabym się usunąć ciążę, wiedząc, że zagraża ona mojemu życiu. Z własnego doświadczenia wiem, że wola przeżycia jest bardzo silna. Jadąc na salę operacyjną modliłam się, aby moja córeczka żyła, abym i ja jakoś z tego wyszła, bo było już naprawdę źle. Przez krótką jednak chwilę pomyślałam, że jeśli któraś z nas musi odejść, niech to będzie Ona…
Do dziś jest mi z tą myślą bardzo źle. Wstydzę się, że tak łatwo byłam wtedy w stanie z niej zrezygnować… Wtedy bardzo się bałam. Moja sytuacja życiowa (separacja z mężem) była trudna i bardzo bałam się o to, co będzie z synkiem, gdyby mnie zabrakło. Nie życzę nikomu takich myśli… Długi czas nienawidziłam siebie za to, długo nie mogłam sobie wybaczyć, że gdzieś tam w myślach dokonałam takiego wyboru. Na szczęście to była jedynie chwilowa myśl, którą zaraz wyparły następne. Wszystko zakończyło się szczęśliwie i przeżyłyśmy obie. Dziś oddałabym własne życie za swoje dzieci, jednak mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała dokonywać takiego wyboru. Nie chcę nawet wyobrażać sobie, co musi czuć matka, która stoi przed takim właśnie dylematem. Kiedy musi zdecydować czy na przykład podać się chemioterapii i świadomie doprowadzić do śmierci dziecka czy zrezygnować z leczenia, wiedząc, że czeka ją rychła śmierć? Najważniejsze jednak by miała wybór…
Aborcja, jak już pisałam wcześniej, to bardzo złe zjawisko. To morderstwo! Jednak zakazanie całkowitej aborcji, zwłaszcza w przypadkach, o której pisałam wyżej, to złe rozwiązanie. Nie wierzę w to, że kobiety wykorzystują nadmiernie dane im prawo do zakończenia ciąży. Skoro mnie dręczyły wyrzuty sumienia tylko dlatego, że pomyślałam w ten sposób, to co musi przechodzić kobieta, która chce podjąć taką decyzję, czy co gorsza dokonała wyboru?
Oczywiście sytuacji, w których aborcja jest jakimś wyjściem, jest niewiele. Nielegalne aborcje zawsze będą stanowiły odrębny problem i nie zmieni tego żadna nowa ustawa. Nawet zaostrzenie praw nic nie zmieni. Jeśli ktoś będzie chciał usunąć ciąże i tak to zrobi. Wyjedzie za granicę chociażby. Chodzi mi wyłącznie o pozostawienie kobietom prawa wyboru. O możliwość podjęcia decyzji dotyczącej nie tylko nienarodzonego dziecka, ale także kobiety. Prawdopodobnie cała ta sytuacja jest bardzo rozdmuchana. Nawet Kościół nie stawia życia dziecka ponad życie matki. Nie zezwala na aborcję, ale nie wyklucza ratowania kobiety kosztem życia dziecka. Nie dajmy się zwariować, jednak nie pozwólmy też ograniczyć naszej wolności!