Jezioro Solińskie – wakacje marzeń
Wielokrotnie zastanawiałam się w przeszłości nad swoimi wakacjami marzeń. Przed oczami miałam drogie kurorty, lazurowy ocean, szum wody i błękit nieba. Później moje priorytety się odrobinę zmieniły. Pojawiły się dzieci i wakacje marzeń bez nich nie mogłyby mieć miejsca. W tamtym roku byliśmy nad morzem, było naprawdę miło. Pogoda dopisała, miejsce wybraliśmy idealne, a przede wszystkim byliśmy razem. Wówczas wydawało mi się, że to były nasze najlepsze wakacje. Myliłam się…
Niektórzy idealny wypoczynek kojarzą z morzem, plażą i słodkim lenistwem. Dla innych urlop to wieczna impreza, w której kolejne dni różnią się tylko rodzajem trunków i ewentualnie lokalem. Dla mnie idealne wakacje to ucieczka… ucieczka od ludzi. Od zawsze byłam typem człowieka, który najlepiej czuje się z dala od cywilizacji. Las, rzeka… to miejsca idealne dla mnie. W tym roku przez całe dwa tygodnie mogłam się cieszyć czystym powietrzem, ciszą, bliskością przyrody.
Jezioro Solińskie to jedno z najpiękniejszych jezior, jakie w życiu widziałam. Jest to największy w Polsce sztuczny zbiornik wodny retencyjno-energetyczny. Jezioro powstało w latach sześćdziesiątych, by chronić Dolinę Sanu przez grożącymi jej powodziami, poprzez spiętrzenie wód Sanu i Solinki przez zaporę. Zapora na Jeziorze Solińskim ma 81,8 m wysokości i jest najwyższą zaporą w Polsce. Szeroka na prawie 9 metrów (jak dwupasmowa droga) i długa na 664 metrów korona zapory była jedynym miejscem w Solinie, w którym można było spotkać tak liczną grupę turystów. Pod zaporą podziwiać można dorodne karpie i klenie, które są regularnie dokarmiane przez turystów.
Sama zapora nie zrobiła na mnie największego wrażenia. Betonowa ściana nijak ma się do iskrzącej się w słońcu tafli wody, w której pięknie odbijają się pobliskie wzgórza. Myślę, że wiele osób jest podobnego zdania, jednak bez tej ściany nie byłoby też jeziora. Aby beton nie psuł widoków, postanowiono wykonać na zaporze obraz olbrzymich rozmiarów. Rysunek zajął 3,6 tys. metrów kwadratowych ściany zapory. To największe tego rodzaju dzieło na świecie dokonywało się na naszych oczach. Twórcą muralu (bo tak określa się taką formę sztuki ) jest znany polski autor komiksów, jeden z najlepszych polskich ilustratorów Przemysław „Trust” Truściński. Mural namalowany został tylko przy pomocy wysokociśnieniowej myjki, a nie farb, czy środków chemicznych. Artyści, zawieszeni na linach, przez kilka dni zmywali ze ściany nagromadzony przez lata osad. Oczyszczone fragmenty stworzyły obraz, który robi naprawdę ogromne wrażenie. Obraz przedstawia między innymi występujące w Bieszczadach zwierzęta: rysia, orła przedniego i wilka. Przyznam szczerze, że było nam niemiernie miło, że mogliśmy podziwiać jak powstaje to dzieło.
Jezioro Solińskie ma powierzchnię 22 km2, długość ponad 26 km i rekordową pojemność 472 mln m3. Linia brzegowa jeziora liczy sobie ok. 156 km, jest skomplikowana i niejednorodna, pełna malowniczych półwyspów i zatoczek. Głębokość sięga tu miejscami do 60 m. Jezioro Solińskie posiada trzy wyspy: Duża Skalista i Mała zwana Zajęcza, oraz Wyspa Zjawa wynurzająca się jedynie przy wyjątkowo niskim stanie wody. Jezioro jest niezwykle atrakcyjne szczególnie dla żeglarzy, o czym się przekonaliśmy sami. Żeglowanie po tym pięknym zalewie jest niezapomnianą przygodą. W tafli wody przeglądają się lesiste wzgórza o stromych przeważnie stokach, koryto jeziora jest kręte, miejscami wąskie. Krajobraz kusi swoją zmiennością i nieprzewidywalnością. Ukazujące się nieoczekiwanie widoki sprawiają, że żeglowanie jest bardzo przyjemne. Nawet Sebastian i Łucja z zainteresowaniem podziwiali krajobraz i bez trudu wytrzymali kilka godzin na niewielkiej żaglówce.
Dla zwolenników bezpośredniego kontaktu z mokrym żywiołem nie mam najlepszych wieści. Czystość wody w Jeziorze Solińskim nie należy do najlepszych. Amatorzy kąpieli będą musieli zadowolić się licznymi basenami w okolicy, gdyż w jeziorze panuje zakaz kąpieli. Zresztą dno jeziora jest niezbyt zachęcające. Brzeg kamienisty, stromy nie sprzyja kąpieli. Jednakże malowniczość linii brzegowej wynagradza to wszystko. Spacery wzdłuż jeziora były jedną z ulubionych naszych rozrywek późnym popołudniem. Ponadto obecność wielu gatunków ryb daje możliwość innego wykorzystania czasu. Tu Sebastian i Tomek byli w swoim żywiole. Ryb co prawda nie złowili, ale sama frajda wystarczyła by wspominać to bardzo mile.
Ośrodek, w którym wypoczywaliśmy jest bardzo specyficznym miejscem. Czas jakby się tu zatrzymał i to dosłownie. Wszystko w klimacie PRL-u, tylko jakby troszeczkę odcisnął się na budynkach upływający czas. Porównując zdjęcia w bibliotece, niewiele się zmieniło… tylko drzewa jakby urosły i to bardzo. Ośrodek znajduje się na stoku Góry Jawor, którą trzeba za każdym razem pokonywać, gdy tylko chce się gdzieś jechać. Nie przeszkadzało nam to zupełnie, bo widoki rozciągające się wokoło zapierają dech w piersiach. W Ośrodku organizowane były dyskoteki, ogniska i wiele alternatyw na wypadek niepogody. Mimo iż wypoczywających w Ośrodku było naprawdę wielu (można było to ocenić na podstawie tego, ile osób stawiało się na posiłkach), miejsce wydawało się odludne. Cisza, spokój, piękne krajobrazy pozwoliły nam się wyciszyć i doładować akumulatory do dalszej codziennej walki w betonowym lesie…