Matka Polka
Ostatnio mam wrażenie, że pojęcie „Matka Polka” bywa wręcz obraźliwe. Według wielu osób, mianem tym określa się kobiety, które całkowicie poświęcają się swoim dzieciom, które rezygnują z siebie, z własnych marzeń i pasji. Wręcz można powiedzieć, że w oczach wielu „Matka Polka” to męczennica, pozbawiona jakichkolwiek praw do własnego rozwoju, bezgranicznie oddana rodzinie, a do tego nieudacznica nie radząca sobie z czymkolwiek. Wiem, że wiele osób tak właśnie postrzega kobiety, które decydują się na pozostanie z dzieckiem w domu. A przecież to nie prawda, nie takie są mamy decydujące się na pozostanie z dzieckiem w domu.
Nieraz odczułam na własnej skórze, jak nieprzychylnie podchodzi dziś wiele osób do takich kobiet, jak ja. Często padają kpiące pytania jak ja tak wytrzymuje cały czas z dziećmi, czy mi się nie nudzi… Niektórzy uważają, że matki pozostające z dziećmi nic nie robią, tylko siedzą w domu. Dosłownie „siedzą”. Prawda jest inna. Mogłoby się wydawać, że każdy kto ma dzieci, wie ile pracy jest przy ich wychowaniu. A dom też sam się nie organie. Najczęściej jednak uwagi na temat tego, że zdecydowałam się zostać z dziećmi w domu, otrzymałam od matek, które swoje dzieci posłały do przedszkola lub żłobka. Nie wiem, czym to jest spowodowane, być może zazdrością tego, że mam taki komfort i mogę zostać z dziećmi. Tego, że mogę spędzać z nimi każdą chwilę, widzę ich postępy i rozwój, pierwsze kroki, pierwsze słowa… Mogę mieć je cały czas przy sobie i nic mnie nie omija. Być może właśnie to powoduje zawiść matek, które z różnych powodów musiały wrócić do pracy.
O ile jestem w stanie zrozumieć taką sytuacje, tak nie mogę pojąć dlaczego inni też niezbyt przychylnie podchodzą do „kur domowych”. Zajmowanie się dziećmi i domem przestało być w modzie. Gospodynie domowe muszą liczyć się z brakiem szacunku i uznania. Są niedoceniane, bo przecież w oczach społeczeństwa są niepracujące, czyli nic nierobiące. Swoją decyzję o tym, że zostanę z dziećmi w domu podjęłam świadomie. Nie była to tylko moja decyzja, mój mąż na szczęście podzielał moje zdanie, a ponadto dobrze prosperujemy finansowo. Powodów było i jest wiele, przede wszystkim bardzo chciałam zapewnić moim dzieciom szczęśliwe dzieciństwo, takie jakie sama miałam, pozbawione stresów, niepewności czy strachu. Nie uważam, że przedszkole czy żłóbek to coś złego, jednak nikt mi nie powie, że dziecko czuje się tam tak samo, jak w domu przy mamie. Wiadomo, niektóre kobiety nie mają wyjścia, muszą swoje dzieci oddać do placówki. Są też takie, które po prostu chcą, bo nie wyobrażają sobie zostać z dzieckiem w domu. A także takie, które swoją karierę osiągają kosztem dziecka. Moje dzieci są ze mną w domu i nie mam zamiaru tego zmieniać. Chcę się cieszyć ich dzieciństwem tak długo, jak będzie to możliwe. Wbrew powszechnej opinii bycie „kurą domową” jest naprawdę fascynujące. Każdy dzień z dziećmi wygląda zupełnie inaczej, zawsze coś się dzieje, coś jest do zrobienia. Współczesna „Matka Polka” wcale nie rezygnuje z siebie, wręcz przeciwnie macierzyństwo ją rozwija. Sama jestem tego najlepszym przykładem, dzieci zmieniły mnie diametralnie. Kiedyś nie potrafiłam walczyć o swoje, nie byłam pewna swojej wartości. Dziś wszystko wygląda inaczej, dzieci dają mi siłę, jakiej wcześniej mi brakowało. Oczywiście wychowywanie dzieci wymaga poświęceń i rezygnacji z wielu rzeczy, jednakże to, co dostajemy w zamian rekompensuje nam to wszystko. Ponadto wcale nie jest prawdą, że trzeba odmówić sobie realizacji własnych marzeń i pasji. Ja czuję się spełniona. Odnoszę swoje małe sukcesy, osiągam zamierzone cele. Jednak nic nie jest tak dla mnie ważne, jak szczęśliwe i zdrowe dzieci, a takie są moje pociechy. Codziennie widzę uśmiech na ich twarzach, gdy budzą się rano wtedy, gdy mają na to ochotę, a nie bo muszą zdążyć do przedszkola. Cieszą mnie ich małe sukcesy, a przede wszystkim to, że mogę w nich uczestniczyć. Jest wiele innych korzyści wynikających z pozostania w domu z dziećmi.
Stereotyp „Matki Polki” bywa bardzo krzywdzący dla tych mam, które zdecydowały się zrezygnować z pracy dla swoich dzieci. Nie rozumiem, dlaczego właśnie tą grupę kobiet się tak bardzo krytykuję. Uważam, że każdy ma prawo wyboru tego, jak chce przeżyć swój czas. Jeśli kobieta chce pracować, chce się rozwijać – bardzo dobrze, bo szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Bardzo cieszą mnie sukcesy moich koleżanek, które karierę wiążą z macierzyństwem. Nie zazdroszczę im, a podziwiam, jednak czuję, że to nie dla mnie. Być może większość złych słów w stosunku do kobiet pozostających w domu z dziećmi, pada z ust tych kobiet, które z chęcią zostałyby w domu ze swoimi pociechami, ale są zmuszone wracać do pracy. Przez ludzką zawiść, zazdrość, brak możliwości wyboru… Trudno mi to osądzić. Wiem jedno, nie warto się tym przejmować.
Dla mnie czas, który spędzam z dziećmi jest bezcenny. Nieważne, że czasami brak mi sił, że głowa pęka od tych wszystkich okrzyków. Nie raz nie wiem za co się zabrać, czy za kończenie obiadu czy za sprzątanie, a tu budowanie wieży z klocków okazuje się w tym czasie priorytetem… Zdarza mi się czasem pogubić w tym wszystkim, zapomnieć o sobie, ale wtedy z odsieczą wkracza mąż lub moja mama, którzy skutecznie przypominają mi, że moje potrzeby też są ważne i dają mi chwilę wytchnienia. Nie wyobrażam sobie, jak to będzie jak dzieci pójdą do szkoły, a to już za rok Sebastian zacznie swoją przygodę z edukacją. O synka się nie martwię, bardziej o siebie, bo nie umiem się z dziećmi rozstawać na dłużej…