Nie czuję się gorsza
Ostatnio niepotrzebnie wdałam się w dyskusję na temat karmienia piersią dzieci. Po kilku minutach rozmowy czułam się zerem, beznadziejnym przypadkiem matki, którą w sumie jestem tylko dlatego, że jedno z dzieci urodziłam naturalnie. Drugi poród się nie liczy, bo przecież nie rodziłam, a jedynie wyjęto mi dziecko z brzucha…
Wiem, że blogosfera aż się gotuje od dyskusji na ten temat. Na blogach wiele wpisów zostało poczynionych, a problem nadal aktualny. Nie potrafię pogodzić się z takim traktowaniem. Dlaczego tak trudno zaakceptować poglądy innych? Dlaczego nie ma empatii wśród matek, a jedynie chora rywalizacja. Urodziłaś siłami natury? Gratuluję, jednak nie czyni to z Ciebie lepszej czy innej matki. Nie ma to jakiegokolwiek znaczenia, ani wpływu na to jaką będziesz matką. Na to, czy będziesz kochać swoją pociechę, czy będziesz odpowiednio o nią dbać. Wiem o czym piszę, bo pierwsze dziecko urodziłam naturalnie, a drugie przez cesarskie cięcie. Tak samo kocham swoje dzieci, tak samo o nie dbam, więc dlaczego niektórzy twierdzą, że cesarskie cięcie umniejsza mi w jakikolwiek sposób w byciu matką?
Każdy ma prawo do swojego zdania, jednak niech wyraża je w sposób kulturalny i niech nie ubliża innym. Denerwuje mnie to strasznie, bo ktoś kto nie rodził przez chirurgiczne cięcie nie ma pojęcia o czym mówi. Cesarka to wcale nie jest wygodne rozwiązanie. To zabieg chirurgiczny, który niesie ze sobą wiele zagrożeń oraz potencjalnych powikłań. Większość kobiet, które mają porównanie pomiędzy porodem naturalnym a cesarskim cięciem, oddałoby wiele, by do cięcia nie doszło.
Niestety czasem nie ma innej możliwości i do cięcia dojść musi, by ratować dziecko lub matkę, a nierzadko oboje. Wiele kobiet nie potrafi pogodzić się z takim rozwiązaniem, a wszystko potęguję jeszcze płytka ocena innych matek – zagorzałych fanek porodu naturalnego. I wcale nie uważam, że cięcie cesarskie jest super, a poród naturalny nie. Żeby nie było wątpliwości, to co naturalne zawsze jest najlepsze, ale gdy się nie da, każdy sposób jest dobry. Najważniejsze, aby dziecku zapewnić bezpieczne przyjście na świat.
Dlatego jeśli urodziłaś przez cesarskie cięcie, nie słuchaj głupich opinii, jakoby matką nie jesteś lub jesteś gorszą. Nic Cię nie różni od matek rodzących siłami natury, bo najważniejszy jest efekt – Twoje wymarzone dziecko, a nie droga jaką przyszło.
Jeśli chodzi o karmienie piersią to jest jeszcze gorzej. Tu spór jest bardzo głośny, często bezlitosny i krzywdzący. Nie ważne z jakiego powodu nie karmisz – jesteś złą, wyrodną matką, bo zabierasz dziecku to, co najlepsze. Dobrze, że moda na karmienie naturalne jest tak popularna, że coraz więcej kobiet walczy o laktacje, że kobiety karmią chętnie i coraz dłużej. Bardzo podoba mi się, że coraz więcej wsparcia młode, niedoświadczone matki mogą uzyskać od położnych czy nawet w sieci. Jednak nie fajne w tym wszystkim jest to, że te kobiety, które karmić piersią nie mogą lub po prostu nie chcą są traktowane jako te gorsze. Nie rozumiem tego w ogóle.
Sama nie karmiłam zbyt długo, ale w ogóle się tym nie przejmuje. Co prawda w pierwszej ciąży czułam ogromny nacisk ze strony najbardziej rodziny. Sebastian miał spory apetyt, ale nie radził sobie z ssaniem. Położna poleciła nam nakładki silikonowe, a one jedynie zniechęcały mnie każdego dnia bardziej. Dziecko owszem piło, ale nakładki odklejały się, przeciekały i zamiast ułatwić karmienie, skutecznie je utrudniały. Synka karmiłam około sześciu miesięcy, ale już od około czwartego miesiąca dokarmiałam mlekiem modyfikowanym. Brakowało mi wsparcia od najbliższych. Usłyszałam między innymi, że znudziło mi się macierzyństwo i kilka innych przykrych słów. Wszystko to jeszcze bardziej oddalało mnie od sukcesu. Byłam załamana, zmęczona, a przede wszystkim nieszczęśliwa. Kochałam mojego synka nad życie, ale karmienie go nie sprawiało mi radości. Czułam się jak dojna krowa, która musi karmić, bo ma taki obowiązek.
Z córeczką było zupełnie inaczej. Wtedy byłam już doświadczoną matką i przede wszystkim inną kobietą – świadomą swoich potrzeb, pewną siebie, skoncentrowaną na sobie i swoich dzieciach. Nie próbowałam niczego nikomu udowadniać, bo nie czułam takiej potrzeby. Podchodziłam do karmienia piersią w sposób „mogę, ale nie muszę”. To ogromna różnica. Dzięki takiemu podejściu, udało mi się pobudzić laktacje kilka godzin po cesarskim cięciu. Byłam świadoma wartości, jakie ma moje mleko oraz tego, że dla wcześniaka jest jak lekarstwo. Córeczka nie mogła ssać piersi, więc odciągałam mleko. Malutka piła na początku niewiele, ale ja za radą lekarek i położnych zamrażałam mleko. Tym sposobem miałam pełny zamrażalnik własnego mleka. Odciągałam co trzy godziny, zarówno w dzień, jak i w nocy. Dopóki Łucja była w szpitalu, nie było problemu. Gdy w końcu przywiozłam ją do domu – zaczęło się. W dzień jakoś funkcjonowałam, ale noce były koszmarne. Spałam niewiele, co chwilę musiałam wstawać, raz karmić, raz odciągnąć. Łucja nie opanowała umiejętności ssania piersi, dlatego wszystko było utrudnione. Miałam wtedy też więcej wsparcia ze strony bliskich, ale tak naprawdę nie było mi one potrzebne. Pomimo zmęczenia (zdarzyło mi się nie raz zasnąć z laktatorem w ręce i wtedy najczęściej budził mnie dźwięk upadającej butelki i rozlanego mleka) karmiłam Łucję przez 5 miesięcy, a przez kolejny miesiąc dostawała mleko z zapasów. Po szóstym miesiącu Łucja karmiona była mlekiem modyfikowanym Nestlé Nan Pro 2.
Dzisiaj chcę powiedzieć wszystkim mamom, że nie czuję się w żaden sposób gorszą matką. Karmienie piersią nigdy nie było dla mnie specjalnie przyjemne. Karmiłam naturalnie tylko ze względu na walory zdrowotne. Choć z perspektywy czasu wiem, że na Nestlé Nan Pro 2 też rosną zdrowe dzieci. Karmienie piersią zawsze było dla mnie krępujące i o ile nie przeszkadza mi widok innych karmiących mam, tak sama uciekałam w odludne miejsce. Bardzo przeszkadzało mi też wyciekające mleko. No cóż wielką fanką karmienia naturalnego to ja nie jestem.
Nie wstydzę się przyznać do tego, że karmienie mlekiem modyfikowanym odmieniło moje życie. Zarówno w przypadku pierwszego dziecka, jak i drugiego. Dało mi wytchnienie od trudności, od niepowodzeń w przypadku karmienia synka, ale też w końcu pozwoliło mi się wyspać w przypadku córeczki. Wiadomo, że mleko modyfikowane nigdy nie będzie takie samo jak mleko matki. Jednak coraz bardziej mleka modyfikowane przybliżają się składem do oryginału. Dlatego jeśli nie chcesz karmić piersią – nie karm! Jeśli czujesz ku temu wstręt – nie karm! Masz do tego prawo. To Twoja decyzja i Twój wybór. Chcę tylko upewnić Cię, że w żaden sposób nie będziesz gorszą matką. Nie wpłynie to też na Twoją więź z dzieckiem, dziecko nie będzie Cię mniej kochać. Nie słuchaj innych, a jedynie siebie.
Oczywiście, żeby nie było, że zniechęcam Was do karmienia naturalnego: mleko matki jest najlepszym pokarmem dla dziecka! Jednak nie jestem zwolenniczką karmienia piersią wbrew sobie, ale także dziecka w wieku przedszkolnym i mam do tego prawo. Nie obrażam nikogo, nie ubliżam, więc dlaczego inni poniżają matki takie jak ja?