Rzeczywistość mamy,  Strona Główna,  Wokół zdrowia

Niejadek

Gdy urodził się mój synek nawet przez myśl mi nie przeszło, że będzie z niego taki niejadek. Był duży i jadł ładnie od samego początku, aż nawet miałam zbyt mało pokarmu i musiałam go dokarmiać. W wieku 6 miesięcy ważył prawie 10kg! Wszyscy śmiali się, że mi dziecko podmieniono w szpitalu, gdyż ja drobnej budowy jestem.

Niestety szybko sielanka się skończyła. Gdy zaczęły pojawiać się pierwsze ząbki, apetyt mojego synka zmalał. Później można powiedzieć, że znikł całkowicie. Niejednokrotnie słyszałam, że przecież dobrze wygląda, że nic mu zaraz nie będzie, że wygląda jak niejadek. Początkowo sama tłumaczyłam sobie, że to przez ząbkowanie, że to minie. Dziś wiem, że bardzo się myliłam.

Wagę, jaką osiągnął w wieku 6 miesięcy, miał aż do 16 miesiąca życia. W tym czasie próbowaliśmy już chyba wszystkiego. Nie pomagało zabawianie, jedzenie w aucie. Doszło do tego, że mleko wypijał tylko, gdy spał. Niepokoiła mnie ta sytuacja bardzo. Wyniki krwi też miał kiepskie. Zresztą na pierwszy rzut oka było widać, że coś jest nie tak – był strasznie blady. Niejadek? Niestety tak.

Moja mama pewnego dnia natrafiła w sklepie na kaszki Nestle do picia, takie w kilku smakach. Kupiła…. O dziwo mały zaczął chętnie je pić. I w sumie pije do dzisiaj, a w lipcu kończy 4 lata. Początkowo żył tylko kaszkami, ale ja byłam choć troszkę spokojniejsza, że coś tam pożywnego zjadł. Jednak próba podania mu czegoś innego kończyła się porażką. Nawet, gdy wziął do buzi kęsa, to trzymał go tak długo, aż się zlitowaliśmy i kazaliśmy mu wypluć. To było błędne koło. Nie chciał jeść – dostawał kaszkę, więc nie jadł. Nie zrezygnowałam z kaszek, bo ładnie mu się wyniki poprawiły od nich, ale wprowadziłam inny system. Rano budził się i dostawał kaszkę. Później wychodziliśmy na dwór zabierając ze sobą drugie śniadanie. Na świeżym powietrza zaaferowany zabawą zjadał kilka kęsów chleba początkowo z dżemem. Z dnia na dzień jadł lepiej, ale tylko drugie śniadanie. Pozostałe posiłki to były praktycznie same kaszki.

Po pewnym czasie potrafił zjeść całą kanapkę na drugie śniadanko. Wtedy na warsztat wzięłam obiady. Niestety nie bardzo nam szło. Potrafił zrobić dwa kęsy i płakać, że więcej nie chce. Więc pozwalałam mu jeść tyle, na ile miał ochotę i dopychałam kaszkami, dziękując Bogu, że ktoś je wymyślił. Podobnie było z pozostałymi posiłkami. Czasem zjadał więcej, a czasem nawet kaszek nie chciał. Podtykałam mu jedzenie na okrągło, bo  może akurat zje kawałek jabłka, a może ciastko.

W między czasie na świat przyszła nasza córeczka. Urodziła się przedwcześnie i ważyła 1305 gram. Jej początki „jedzeniowe” były naprawdę skrajne. Piła od pierwszych chwil moje odciągnięte mleko. Pierwszego dnia aż po 3-5ml! I to był sukces. Pomyślałam sobie „kiedy ona urośnie”, jednak szybko zwiększała ilości wypijanego mleka. Po miesiącu ważyła 2kg i mogłam ją zabrać do domu. Jadła chętnie i to udzielało się bratu. Co prawda nie pił on mleka, bo jedyną mleczną potrawą była kaszka, ale za każdym razem, gdy karmiłam małą, on wołał o picie. I tu było różnie. Raz sok, raz woda, herbatka… W każdym razie pił dużo. Na efekty nie czekałam długo. Coraz częściej zdarzało mu się zawołać o jedzenie między posiłkami. Nie były to szalone ilości, ale zawsze coś. Gdy mała zaczęła jeść posiłki stałe – jedli razem. Co prawda córeczka potrafiłaby zjeść swoją porcje i porcje synka, a mały nadal jak wróbelek….

Najgorsze było to, że nie chciał jeść samodzielnie. Trzeba było go karmić, zresztą do dziś ma czasem z tym problem. Przełom nastąpił, gdy mała miała trochę ponad rok i  garnęła się do samodzielnego jedzenia. Od tej pory posiłki jedzą samodzielnie, bynajmniej próbują. Małej trzeba jeszcze trochę pomagać, ale zdecydowanie nie trzeba jej namawiać, wręcz przeciwnie – nie może się wielokrotnie doczekać. Synek z kolei nadal je tyle ile chce, ale są to ilości, jakie można zaakceptować. Kaszki do dziś są w jego menu i wypija codziennie dwie. Ale teraz pije także kakao, a i zdarzy się, że czyste mleko. Chętnie próbuje nowe rzeczy, a potraw, które lubi, przybywa. Córeczce z kolei kaszki średnio przypadły do gustu. Wypije, ale niezbyt chętnie, za to mleko uwielbia. Je chętnie i to cieszy mnie najbardziej, bo w przeciwnym razie nadrobienie strat wagowych do rówieśników byłoby chyba niemożliwe.

Z pewnością każdy rodzić niejadka nie raz zastanawiał się, czy istnieje sposób, który by zadziałał w zaistniałej sytuacji. Nie wiem. Wiem natomiast, że u nas to się udało. Nie słuchałam rad typ „jak zgłodnieje to sam zawoła”, tylko ciągle chodziłam za małym z jedzeniem. Chwytałam się wszystkiego, byleby zjadł choć odrobinę. Niektórzy komentowali to i podciągali pod zmuszanie. Nie, nie zmuszałam dziecka, a jedynie zachęcałam do jedzenia.

U nas sposobem na niejadka okazała się młodsza siostra, od której nasz niejadek zaraził się apetytem. Większość dzieci chętniej je w towarzystwie czy w większej grupie. Słyszałam od znajomych, że dziecko zaczęło jeść, gdy poszło do przedszkola. Inne chętniej jadło w towarzystwie rodziców, którzy wcześniej nie jadali z dzieckiem, a próbowali je nakłonić do jedzenia. Niektóre dzieci więcej potrafią zjeść, gdy jedzą samodzielnie, niż gdy są karmione. Są dzieci, które tylko w trakcie oglądania bajek potrafią coś zjeść. Trzeba próbować i znaleźć własny sposób.

Niektórzy może są zdania, że dziecko się nie zagłodzi. Świadczy to tylko o tym, że nigdy nie mieli do czynienia z prawdziwym niejadkiem. Takim, którego wyniki morfologi krwi dają dużo do życzenia. Wiem to z doświadczenia. Będąc dzieckiem byłam strasznym niejadkiem. Rodzice chwytali się wszystkiego, a podobno najładniej jadłam w samochodzie, więc organizowali mi wycieczkę praktycznie codziennie, a nieraz nawet kilka razy w ciągu dnia. Gdy poszłam do szkoły częściowo stracili kontrolę. Pamiętam, że moja wychowawczyni miała mnie pilnować czy jem. Ja i tak znalazłam sposób by chować jedzenie i nie jeść. Nie czułam głodu i wiele dzieci też nie czuje. Sprawdziłam na synku. Nie zawołał mimo, że od wielu godzin nic nie jadł, za to stał się ospały i chciał iść spać. Nie warto więc czekać na cud, aż dziecko dobrowolnie zje posiłek. Trzeba kombinować, chwytać się wszystkiego. Je, gdy ogląda bajkę? Trudno. Je tylko na spacerze? Trzeba przetrwać.

Życzę wszystkim Rodzicom, aby ich niejadek w końcu sam zawołał o jedzenie. Życzę dużo sił, wytrwałości i cierpliwości. Kiedyś to minie…