Uwięziona w sieci…
Walentynki -zwykły dzień, jakich wiele w kalendarzu, a jednak tak bardzo wyczekiwany przez liczne grono zakochanych. Wszędzie pojawiają się serduszka, witryny sklepowe przyjmują kolor namiętnej czerwieni, kwiaciarnie po brzegi wypełniają się czerwonymi różami, nagle wokoło pojawia się miłość. Dla zakochanych – raj, gorzej, gdy jest się singlem albo czar miłości dawno prysł i tkwi się w nieszczęśliwym związku. Co wtedy? Wtedy 14 luty staje się dniem wewnętrznej irytacji.
Dzisiejszy tekst przygotowywałam bardzo długo, cały czas nie mając pewności, czy pozwolę mu ujrzeć światło dzienne. W końcu mamy dzisiaj Święto Zakochanych, a tekst traktuje o miłości w sposób zupełnie nie ,,walentynkowy”. To nie będzie lektura dla szczęśliwców, którzy zakochani są po uszy, to przesłanie dla tych kobiet, które już dawno zapomniały co to miłość…
Walentynki to moje osobiste święto. 16 lat temu oficjalnie przestałam być singlem! W tym roku tak się złożyło, że te 16 lat to także połowa mojego życia… Połowa życia spędzona z tym samym mężczyzną, jest co świętować, prawda? Dziś faktycznie świętować będziemy, fakt w domu, bo choroba nas rozłożyła, ale świętujemy. Nie zawsze jednak tak było. Pewne Walentynki przysłużyły się prawie do rozpadu naszego związku i długo trzeba było łatać blizny, by znów być razem. Doświadczenie to pozwoliło mi spojrzeć na życie trochę inaczej, ale także odmieniło mnie zupełnie.
Dziś piszę do Ciebie tych kilka słów, byś i Ty mogła świętować Walentynki na całego. Piszę do Ciebie, która dziś z zazdrością oglądasz zdjęcia czerwonych róż na fejsie. Piszę również do Ciebie i wiem, że najchętniej rzuciłabyś wszystko i uciekła od niego. Piszę do Was Kochane, które jesteście uwięzione w sieci własnych lęków, ograniczeń, które już same nie wiecie, czy chcecie trwać w tym związku, czy da się coś jeszcze z tym zrobić. Nie bój się, pomogę Ci. Nie poprowadzę Cię za rękę, nie rozwiążę Twoich problemów, ale mogę zrobić dla Ciebie coś więcej.
Nie pamiętasz, jak to się właściwie stało. Kiedy szczęśliwy związek stał się Twoim więzieniem. Sama już nie wiesz, czy kiedy spotykaliście się przed ślubem on taki był. Może tego nie zauważyłaś? W końcu nie bez powodu mówią, że miłość jest ślepa. Może był inny, a zmieniło go życie czy poczucie, że jesteś jego i nic tego nie zmieni. Może inni mieli na niego wpływ, może przez kogoś innego tak bardzo się zmienił. Może jest w tym także Twoja wina, w końcu Ty też nie jesteś tą samą dziewczyną co kiedyś. Powoli tracisz wiarę, że to się zmieni, że on będzie chciał w ogóle podjąć próbę zmiany swojego zachowania, że będzie chciał walczyć o Was.
Tracisz też nadzieję, że rany, które nosisz w swoim sercu kiedykolwiek się zabliźnią. Przecież są ciągle rozdrapywane, a i nowych przybyło. Masz też dość traktowania Ciebie jak powietrze, pomijania Twoich potrzeb, uznawania Ciebie za służącą jegomości. I ten brak szacunku. Tak łatwo na Ciebie nakrzyczeć, tak łatwo obrazić, tak łatwo mu to przychodzi. A potem myśli, że amory wieczorną porą załatwią wszystko. Nie załatwią. Każde takie słowo rzucone w Twoim kierunku, nawet te, które powiedział przypadkiem, bez zastanowienia, boli. Cholernie boli. Nie da się tego zapomnieć, wymazać kwiatkiem dnia następnego i żyć dalej, jak gdyby nigdy nic.
Zostaw go…
Z pewnością nie spodziewałaś się, że to napiszę, ale przyznaj się ile razy już to rozważałaś. Nie raz też słyszałaś od innych: po co z nim w ogóle jesteś? Zostaw go… – tak łatwo powiedzieć, ale Ty wiesz dlaczego nie łatwo jest odejść. Powodów jest wiele. Kochasz go, choć on zdaje się tego nie dostrzegać. Nie kochasz, ale nie masz perspektyw, jesteś od niego zależna, nie masz dokąd iść lub są one – małe bezbronne istotki, których byt jest najważniejszy. To tak wszystko prosto wygląda, gdy się jest po tej drugiej stronie, kiedy nie trzeba wejść w czyjeś buty i przeżyć na własnej skórze. A przecież do tego dochodzą jego przebłyski. Dni, w których jest wszystko pięknie, kiedy słowo „rodzina” ma jakieś znaczenie. Dni, w których cieszysz się, że dałaś szanse, że nie odeszłaś, że z nim jesteś.
Niestety zaraz potem, jak grom z jasnego nieba spada jego drugie oblicze. To pokazywane tylko Tobie, bo przecież to taki dobry człowiek… Zawsze chętny, pomocny, uśmiechnięty i życzliwy. Czego Ty od niego chcesz? Szkoda tylko, że zrzuca tą swoją maskę, kiedy tylko przekracza próg Waszego domu. Szkoda, że gdy Ty potrzebujesz pomocy, jego zawsze nie ma lub nie może, bo jest coś ważniejszego. Zawsze, gdy tylko na niego liczysz, utwierdzasz się w przekonaniu, że liczyć to można tylko na siebie. Swoją drogą, tyle razy Cię zawiódł, a Ty nadal wierzysz, nadal czekasz na swój mały cud.
Do tego zaczynasz dostrzegać lęk w oczach dzieci. Boją się kolejnej awantury, kolejnego krzyku. Przecież on nie potrafi panować nad własnymi emocjami, szybko wpada w szał, a i one poczuły to na własnej skórze. Jesteś wściekła na siebie, że taki los im zgotowałaś. Z zazdrością obserwujesz ojców, którzy bawią się ze swoimi pociechami, a i dzieci to dostrzegają. Niejednokrotnie prosiły ojca o uwagę, o chwilę zabawy. Nie zauważył, odepchnął, przecież miał coś ważniejszego – zmianę statusu na FB chociażby. Dzieci postanowiły nie przebierać w środkach, stały się nieznośne, lecz i to nie przyniosło rezultatu, a wręcz przeciwnie miało inny skutek. Płacz, znów ich płacz, znów przez niego. Ile jeszcze jesteś w stanie znieść?
Może u Ciebie nie jest tak źle, może tylko chwilowo oddaliliście się od siebie, może to zwykłe zmęczenie. Coś jednak sprawiło, że jesteś tu i czytasz ten tekst dalej. Może nie czujesz się szczęśliwa, nie pamiętasz kiedy ostatni raz dostałaś kwiatka bez okazji (taka drobnostka, a ile radości może sprawić kobiecie), kiedy czułaś, że jesteś dla niego ważna. Być może sama się w tym wszystkim pogubiłaś, a nadmiar Waszych obowiązków nie pozwala na bycie razem. Widujecie się rano w przelocie, wieczorem padacie ze zmęczenia, zapominając o sobie wzajemnie. Być może tak Wam wygodniej, bo nie trzeba rozmawiać o tym co się dzieje, a cicho liczysz na to, że to minie, że dzieci urosną, kredyty się spłacą i będzie czas dla Was? Nie bądź naiwna!
Gdzie jesteś?
Popatrz na siebie w lustrze. Gdzie się podziała ta uśmiechnięta dziewczyna, której blask w oczach był w stanie rozświetlić każdy mrok? Której uśmiech mógł ogrzać każde serce w najbardziej mroźny dzień. Gdzie jesteś? Gdzie się podziały Twoje marzenia, małe pragnienia, cele? Gdzie Twoja determinacja, siła? Tak łatwo się poddałaś… Jesteś tu, po drugiej stronie lustra, uwięziona w sieci własnych lęków. Lęków, które ograniczają Twoje ruchy, które blokują wszelkie myśli. Sieć, która oplata Twoje dawne marzenia i wysysa z nich ostatnie tchnienie. Ta sieć to on…
I wcale nie musisz od niego odchodzić, wcale nie musisz wszystkiego burzyć, wystarczy zawalczyć o siebie! Proste? Proste, choć cholernie trudne do wykonania. Nie martw się, pomogę Ci. Kiedyś i ja byłam po tej stronie lustra, co Ty. Szamotałam się w swojej własnej sieci. Wydawało mi się, że wszystko stracone, że nie da się odbudować tego, co zostało zniszczone. Brakowało mi wiary głównie w siebie, nie miałam perspektyw, a jedynie lęk przed oczami. Zawalił mi się cały świat, najpierw rozpadł związek, potem córeczka urodziła się przedwcześnie. Wszystko było nie tak. Wpadłam w depresję (możesz o tym przeczytać TU) i nie miałam siły walczyć. Nie było łatwo. Nie poczułam się szczęśliwsza z dnia na dzień, nie przestałam cierpieć ot tak. Wyrwałam się z tego chaosu i poukładałam swoje życie. Udało mi się i Tobie również może!
Zmiany zacznij od siebie!
Nieważne w jakiej jesteś sytuacji, jeśli chcesz coś zmienić, zacznij od siebie. Zastanów się, czego najbardziej w sobie nie lubisz. Może da się coś z tym zrobić? Narzekasz na swoją figurę, to zrób coś w tym kierunku. Nie dla niego, nie dla innych, lecz dla siebie. Zadbaj o siebie, o swoje zdrowie, swój wygląd. Czasem wystarczy naprawdę niewiele, by poczuć się o niebo lepiej.
Popracuj nad swoją asertywnością, naucz się wyznaczać granice, których nie pozwolisz przekroczyć swoim bliskim. Nie możesz pozwolić by Cię wykorzystywano. Najczęściej w związku brakuje rozmowy i jasno określanych potrzeb. Jeśli coś Ci nie odpowiada, powiedź o tym swojemu mężczyźnie. Zamiatanie problemów pod dywan nie załatwi sprawy, a jedynie pogłębi Twoją frustrację. Umiejętności prowadzenia rozmowy można się nauczyć, tak by panować nad emocjami, a sama rozmowa nie przeradzała się w kłótnie. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę ,,trening asertywności” i spróbować wprowadzić w życie rady doświadczonych psychologów. Zobaczysz, że szybko odzyskasz pewność siebie i poczucie własnej wartości.
Postaw na samorozwój. Zapisz się na jakiś kurs, chwyć za książki, które dawno miałaś przeczytać, ale nigdy nie było kiedy. Poszukaj pracy, by stać się niezależną. Podnieś kompetencje, wiele kursów można ukończyć nie wychodząc z domu. Nie ma pracy w Twojej okolicy? To może otwórz swój własny biznes? Pomyśl w czym jesteś dobra, co sprawia Ci najwięcej przyjemności? Może potrafisz wyczarować piękne ozdoby na choinkę, albo lubisz dłubać w drewnie? Robisz świetne zdjęcia? Może zrób sesję rodziną znajomym? Od czegoś musisz zacząć, a robiąc to co kochasz, odzyskasz radość życia.
Uśmiechaj się, choćby sama do siebie. Miej w d… to, co inni o Tobie myślą, czy mogliby pomyśleć. Staraj się rozpieszczać sama siebie, jeśli Twój mężczyzna nie potrafi tego zrobić. Kup sobie choćby tabliczkę czekolady. Ciesz się drobnostkami i nie pozwól wyprowadzić się z równowagi. Nie użalaj się nad sobą, to nic nie zmieni. Jeśli masz ochotę płacz, najlepiej komuś zaufanemu w rękaw. Pamiętaj jedynie o tym, że musisz szybko się pozbierać, że rozżalanie się nic nie wniesie w Twoje życie, no może jedynie depresję, Ty musisz walczyć o siebie! Uwierz mi, chcesz tego!
Jeśli uznasz, że jesteś na to gotowa, porozmawiaj z partnerem. Najlepiej spisać wszystkie swoje żale na kartce, ale pamiętaj także by wypisać propozycje naprawy całej sytuacji. Jeśli nie czujesz się na siłach, by porozmawiać w cztery oczy, napisz list. O wiele łatwiej czasem spisać swoje myśli na kartce, niż powiedzieć wprost. Nie bój się mówić o swoich uczuciach, o tym co Cie boli, czego nie potrafisz zaakceptować, czego oczekujesz. Zastanów się również, na jaki kompromis jesteś w stanie się zgodzić oraz co oferujesz ze swojej strony.
Nie wymagaj od siebie tego, że wszystko nagle wybaczysz. Nie oszukuj się, że wszystko się zmieni od razu. Potrzeba dużo samozaparcia i wielu chęci nie tylko Twoich, ale i Twojego partnera. Nam się udało -zmieniło się wszystko. Zmieniłam się ja, zmienił się on. Stałam się inną kobietą i odzyskałam męża, takiego jakiego pokochałam. Zaczęłam walczyć o siebie, o swoje marzenia, o swój los, ale też pozwalam swojej drugiej połówce się realizować i spełniać swoje pragnienia. Tak niewiele brakowało, a przegrałabym wszystko. Los dał mi szanse. Dał mi jasny znak, że mam po co żyć i dla kogo. Wykorzystałam to.
Niby mówi się, że ludzie się nie zmieniają, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ja zaryzykowałam. Nie żałuję, choć nie raz muszę moim mężem porządnie ,,potrząsnąć”. Ty nie musisz tego robić. Jeśli czujesz, że nie możesz tak dłużej – odejdź. To strasznie trudne, ale wiem, że dasz radę. Nie myśl o innych, co pomyślą, powiedzą. Nie myśl o nim, jak da sobie radę lub czy będzie Ci życie utrudniał. Bądź choć raz pieprzoną egoistką! Pomyśl o sobie, o dzieciach. Czasem nie ma innego wyjścia. Zwłaszcza, gdy dochodzi do przemocy, wtedy nie zastanawiaj się ani chwili – uciekaj!
Życie w pojedynkę nie jest proste, szczególnie jeśli masz dzieci. Zawsze skazana jesteś na siebie, a los nie będzie Cię oszczędzał tylko dlatego, że jesteś sama. Nie ominą Cię choroby dzieci, czy inne przeciwności losu, więc musisz się do nich przygotować. Mogę Cię jedynie pocieszyć, że się da. Można to wszystko ogarnąć, ale nie ukrywam, że warto mieć pomocne dłonie obok siebie. To Ty najlepiej wiesz, czy jest co ratować, jeśli nie – nie wahaj się. Dasz radę!
Na koniec powiem Wam Kochane tylko jedno : WALCZCIE O SWOJE SZCZĘŚCIE!