Rzeczywistość mamy,  Strona Główna

Sierotka na święta?

Powrót po Świętach do rzeczywistości przychodzi naturalnie. Za rok znów czeka nas ten sam czas przygotowań, oczekiwań, przeżywania radości, czas świętowania. Oczywiście, jeśli Bóg pozwoli… Nikt jednak czarnych myśli nie dopuszcza do siebie. Rzeczą wiadomą jest, że Święta znów nadejdą. To niekwestionowane dla mnie i myślę, że wiele osób myśli podobnie. Nie wszyscy jednak tak radośnie oczekujemy tego magicznego czasu. Dla niektórych to czas niezwykle trudny, często bardzo przykry. Nie myślę tu wcale o osobach  bezdomnych czy samotnych, choć bezsprzecznie dla nich Święta też są ciężkim okresem. W głowie wciąż kłębi mi się tysiące pytań i myśli, jak święta przeżywają dzieci… Dzieci w domach dziecka…

Podobne myśli ma wiele osób, szczególnie w okresie przedświątecznym. W mediach często pojawiają się apele o pomoc, o paczki dla dzieci w domach dziecka. Niektórzy kierowani chęcią niesienia pomocy, chęcią uszczęśliwienia skrzywdzonego przez los dziecka, decydują się na zaproszenie malucha do domu na święta.

W tym okresie w wielu domach dziecka telefony dzwonią zdecydowanie częściej, niż w pozostałych miesiącach roku. W zależności od postawy dyrektora placówki, od jego poglądów, dziecko spędza święta z nowo poznaną rodziną lub pozostaje w miejscu mu dobrze znanym…

Chciałam się upewnić, jak jest naprawdę. Chwyciłam telefon i zaczęłam dzwonić. Oczywiście nie miałam zamiaru brać żadnego dziecka na święta, jeszcze nie teraz… Sama myśl drzemie we mnie już dawno, wręcz marzę, by móc zostać rodziną zaprzyjaźnioną dla jakiegoś dziecka lub rodzeństwa. Jednak to wymaga zaangażowania i poświęcenia czasu, a póki co moje własne dzieci wypełniają mój czas po same brzegi…

Na dziesięć wykonanych telefonów, tylko w dwóch placówkach jest szansa zabrania dziecka na święta, mimo że nie jest się rodziną zaprzyjaźniona. W pozostałych domach dziecka nie praktykuje się takich „akcji”. Wysłuchałam wszystkie za i przeciw. Szczerze? Jestem rozczarowana…

Media często tworzą nam fałszywy obraz porzuconych dzieci. Często wyobrażamy sobie te dzieci jako smutne i płaczące w oknie. Zazwyczaj dzieci te nie różnią się od swoich rówieśników z normalnych rodzin. Mimo wielu przykrych doświadczeń są radosne, hałaśliwe i ruchliwe. Oczywiście wiele z nich obarczone jest wieloma chorobami. Zaniedbania rodziców też często odciskają trwałe piętno na ich psychice, a także zdrowiu. Jednak nie czekają całymi dniami na nową mamę…

Nie zmienia to faktu, że w okresie Bożego Narodzenia wiele dzieci smutnieje, bo przecież święta to czas bardzo rodzinny. Placówki starają się ze wszystkich sił  umilić ten okres podopiecznym. Organizowana jest wspólna Wigilia, choinka, prezenty… Jednak dzieci jest wiele, a opiekunów kilkorgu. Nie da się odtworzyć bliskości i miłości, jaka panuje w prawdziwej rodzinie.

Część dzieci ma szanse spędzić święta ze swoją rodzinną, inne zabierane są czasem przez pracowników. Jednak są też takie, które nie znają innych świąt, niż te w domu rodzinnym i tu, w domu dziecka… Na przeciw potrzebie bliskości i uczucia przynależności do kogoś wychodzą rodziny zaprzyjaźnione. W wielu placówkach praktykuje się nawiązywanie więzi pomiędzy obcą rodziną a dzieckiem. Rodziny zaprzyjaźnione są dla dziecka czym na wzór dobrego wujostwa. Przyjaźnie te trwają latami, ale czasem kończą się bardzo szybko. Niemniej jednak są szansą na to, że dziecko spędzi święta czy wakacje poza placówką.

W wielu domach dziecka jedynie rodziny zaprzyjaźnione mogą zabrać dziecko na święta. Proces „zaprzyjaźniania” nie jest krótki i często mija wiele miesięcy zanim można dziecko zabrać choćby na jedna noc. Dyrektorzy tłumaczą swoją postawę tym, że dzieci nie są zabawkami i nie można wypożyczyć ich sobie na święta. Muszę przyznać, że to słuszna uwaga. Tym bardziej, że chętni do zabrania dziecka do domu na Gwiazdkę, często zgłaszają się na kilka dni przed świętami. To bardzo ryzykowne oddać dziecko w ręce kogoś, kogo nie znamy. Ludźmi kierują też różne impulsy. Czasem wynika to z prawdziwej potrzeby serca, czasem rodziny chcą przyjąć na święta sierotkę, by dobrze wyglądać w oczach znajomych.

Reakcji dzieci też nie da się przewidzieć. Jedne zrozumieją fakt, że to tylko chwilowe, dla innych będzie to kolejny cios. Tylko w dwóch placówkach usłyszałam co innego, niż stwierdzenie, że więcej można wyrządzić szkody dziecku, niż pożytku. Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Post ten miał być o rodzinach zaprzyjaźnionych, o potrzebie tworzenia takich rodzin. Jednak, gdy zgłębiłam temat, kwestia brania dzieci z domów dziecka na czas Bożego Narodzenia, wydała mi się ważniejsza. Skupiłam się na niej całkowicie.

Niezaprzeczalną prawdą jest, że każda rodzina pojawiająca się w życiu dziecka, jest dla niego nadzieją na nowy kochający dom. Zabierając dziecko na święta, rodziny starają się dziecku wynagrodzić wszelkie krzywdy. Dziecko często doświadcza tak wiele pozytywnych przeżyć, że później ma problem wrócić do szarej rzeczywistości. A święta mijają bardzo szybko, tym bardziej, jeśli są spełnieniem długo wyczekiwanych marzeń. Dzieci często łudzą się, że znalazły dom, a później gorzko rozczarowują. Traktują zerwanie kontaktów jako odrzucenie i obwiniają siebie. Przez długi jeszcze czas cierpią…

Jednak patrząc na tą sytuacje pod innym kątem, można zobaczyć ogromną szansę dla dziecka… Szanse zobaczenia jak powinna funkcjonować prawdziwa, kochająca się rodzina. Właśnie tego pokroju odpowiedz otrzymałam od dyrektorów tych dwóch domów dziecka, gdzie praktykuje się wysyłanie dzieci na święta do chętnych rodzin. Przecież w takich placówkach jest niewiele dzieci z normalnych rodzin. Najczęściej maluchy te nie doświadczyły niczego innego prócz przemocy i alkoholizmu. Oczywiście nikt nie oddaje dziecka pierwszej lepszej rodzinie. Robi się wywiad, przeprowadza rozmowy…

Po głębszym zastanowieniu, jestem rozczarowana, że tak mało domów dziecka przychyla się do zabierania dziecka na święta. Przecież stawiając się w miejscu dziecka, każdy z nas chciałby móc choć raz spędzić święta w sposób szczególny. W rodzinie, dla której jest się ważnym, zauważonym. To często jedyna szansa, by móc zobaczyć, że można żyć inaczej. Że rodzice nie muszą pić, że przemoc może ustąpić miejsca miłości. Te dzieci często nie mają pojęcia czym naprawdę jest rodzina i dzięki takiej szansie na nowo budują swój obraz świata. O ile lepszego świata…

Nawet, jeśli powrót do domu dziecka bywa bolesny, to myślę, że warto. Przecież dzieci, które zostają w placówce, też cierpią, gdy widzą, że ich koledzy wyjeżdżają na święta. Może cierpią nawet bardziej? Ponadto bardzo często od takiej gościny na święta zaczyna się przyjaźń, a czasem nawet przeradza się w adopcje. Dlatego warto ryzykować. Oczywiście mniejsze dzieci trudniej znoszą powrót do rzeczywistości, więc może lepiej tą formę zarezerwować dla starszych dzieci, które mają marne szanse na adopcję?

Kolejne święta już za rok. Już? Owszem. Jeśli ktoś chciałby choć odrobinę pokolorować szarą rzeczywistość biednych dzieci, to najlepszy czas… Najlepszy, jak też każdy inny w roku, by dać dzieciom szansę poznać coś innego, niż to co doświadczyły do tej pory…