Gdy rodzeństwo przestaje się lubić
Gdy urodziła się moja córeczka, oczami wyobraźni widziałam, jak rodzeństwo się wspólnie bawi. Pierwsze dni Łucji w domu utwierdziły mnie, że synek bardzo pokocha swoją siostrzyczkę. Od pierwszych chwili, gdy ją ujrzał, był dumny, że jest bratem. Starszy bratem. Czule ją całował, pilnował ciszy, gdy spała, przynosił zabawki i wrzucał do łóżeczka, by się z nią dzielić. Oczywiście był na tyle mały, że nie rozumiał, że może swoją miłością zrobić jej krzywdę.
Wraz z tym, jak Łucja rosła i się rozwijała, ich więź się wzmacniała. Powoli zaczynały się wspólne zabawy. Sebastian był szczęśliwy, bo siostra wykonywała jego proste polecenia. Gdy zaczęła mówić pojedyncze słowa, zabawa nabrała sensu. Stali się nierozłączni. Łucja powtarzała wszystko za bratem. Tym czym on się bawił, bawiła się i ona. Gdy mała szła na drzemkę, synek od razu tracił humor i nic go nie cieszyło.
Niestety sielanka szybko się skończyła. Wraz z rozwojem mowy u Łucji, rozwinęła się umiejętność mówienia „NIE” oraz chęć posiadania wszystkiego na własność. Dzień w dzień jest tak samo. Budzi się i pierwszym tekstem w stronę brata jest „dawaj to moje”. Zaczęliśmy się ostatnio zastanawiać, skąd w ogóle zna ten zwrot, bo nikt z nas go nie używa, nawet synek. Każda rzecz, jaką brat ma w ręce, musi być jej. Oczywiście próbuję załagodzić sytuacje, bo przecież synek też jest jeszcze mały i nie ma ochoty ciągle wszystkiego oddawać siostrze. Zabawiam ją, pokazuje coś w zamian. Starcza tylko na chwilę. Doszło do tego, że kupujemy tylko i wyłącznie takie same zabawki obojgu. Ale i to na wiele nie pomaga, bo córeczka najchętniej zabrałaby bratu wszystko.
W końcu doszło do sytuacji, w której synek wyraził swoje niezadowolenie w dość dosadny sposób. Mianowicie stwierdził, że nie chce siostry. No cóż niewiele pomogło tłumaczenie, że siostrzyczka jest jeszcze malutka, że nie rozumie wszystkiego. Synek uznał, że już jej nie lubi i koniec.
Stawałam na głowie, by rodzeństwo na nowo się polubiło, by między nimi „zaiskrzyło”. Bez skutecznie, tym bardziej, że córeczka nie bardzo chciała współpracować. Postanowiłam więc na trochę ograniczyć ich wspólne kontakty. No cóż nie było to łatwe, ale udało się. Po prostu, gdy synek oglądał bajkę, wychodziłam z małą z kuchni. Po południu dzieliliśmy się z mężem dziećmi. Wystarczyło kilka dni, by dzieci na nowo za sobą zatęskniły i się „polubiły”. Na jak długo? Nie wiem… A jak jest u Was?